czwartek, 27 grudnia 2012

Bester Quartet




Mijający 2012 rok będzie w historii zespołu Bester Quartet szczególny, bowiem w lipcu  w nowojorskiej wytwórni Tzadik Johna Zorna ukazała się pierwsza płyta sygnowana nowa nazwą grupy - znanej wcześniej jako Crakow Klezmer Band.


  Nowy 2013 zaczyna się bardzo interesująco. Już 10 stycznia Bester Quartet zagra w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Koncert rejestrować będzimy z myślą o wydaniu pierwszego DVD w historii zespołu. Serdecznie zapraszamy wszystkich którzy będą wówczas w Warszawie. Wiemy, że Filharmonia sprzedała jak dotąd ponad 3/4 biletów, a więc jeszcze można je kupić. Śpieszcie się jednak bo myślę że w dniu koncertu może ich już w kasie nie być.  

 Cztery dni później Bester Quartet rozpoczyna nagranie kolejnej -  ósmej już płyty. Tym razem będą to aranżacje muzyki Mordechaja Gebirtiga - "PROJECT GEBIRTIG". 

Niemal natychmiast po zakoczeniu nagrań zespół wsiada w samolot i leci na koncert do Rzymu.

W oczeliwaniu na nowe wydawnictwa zachęcamy do kupowania płyty "Metamorphoses". Dziś w poznańkim Wydaniu Gazety Wyborczej ukazała się recenzja płyty - autorstwa Tomasz Janasa

Cała recenzja poniżej:
 
"Metamorphoses" zespołu Bester Quartet to doskonała propozycja dla fanów world music i jazzu. Nagrali ją muzycy związani z The Cracow Klezmer Band, wydała ją wytwórnia Tzadik, a w Polsce posłuchamy jej dzięki poznańskiej oficynie Multikulti "Metamorphoses" to z jednej strony album debiutancki, ale jednocześnie siódmy w dyskografii zespołu. Jak to możliwe? Zespół Bester Quartet, który nagrał ten krążek, formalnie rzeczywiście debiutuje. Tyle że jest on bezpośrednim kontynuatorem dokonań The Cracow Klezmer Band.
Drugi z wymienionych zespołów między rokiem 2000 a 2007 wydał sześć płyt - wszystkie nakładem prestiżowej oficyny Tzadik. Potem, m.in. ze względu na dalekie odejście od idei grania muzyki klezmerskiej, grupa zmieniła nazwę. Oczekiwanie na nowy materiał zespołu trwało prawie sześć lat. Jednak wszelkie obawy co do artystycznej formy muzyków rozwiewa już rozpoczynający całość utwór "Hope" ze zwiewną melodią, lekko orientalizującą, prowadzoną przez akordeon lidera Jarosława Bestera wspieranego momentami przez grającego tu gościnnie na trąbce Tomasza Ziętka (znanego m.in. z grupy Pink Freud). Utwór rozkwita w improwizację - pełną swobody i blasku.
Kolejne tematy potwierdzają, że nie tylko pod względem kompozytorskim, ale też aranżacyjnym i wykonawczym "Metamorhoses" jest dziełem domkniętym i przemyślanym do ostatniego szczegółu. Utwór "The Time of Freedom" zdaje się zmierzać w kierunku muzyki współczesnej, ale także folku, również tradycji żydowskiej. "The Magic Casket" jeszcze wzmacnia skojarzenia nurtem etno. Dla odmiany tytułowy "Metamorphoses" szybuje gdzieś w kierunku ekstatycznej jazzowej improwizacji. "The Life of a Man" już od pierwszego przesłuchania wpada w ucho dzięki urzekającej melodii - bo też nie przypadkiem dedykowany jest Astorowi Piazzolli. "The God-Forsaken" zniewala liryzmem i melancholią, a ponowna obecność Ziętka zdaje się nas niemal odsyłać do wielkich nagrań trębacza Dave'a Douglasa sprzed kilku lat. Z kolei "The Fantasia" to utwór momentami niemal taneczny, motoryczny.
Wspomniana powyżej różnorodność składa się na fascynującą całość. Właśnie fakt występowania obok siebie utworów nieco odmiennych w charakterze, za to spojonych wspólną wizją i interpretacją, sprawia, że słucha się tego krążka z niesłabnącym zainteresowaniem. Bester Quartet zgrabnie wymyka się wszelkim gatunkowym szufladkom (muzyki klezmerskiej, folkowej, jazzowej, współczesnej), tworząc z wielu elementów swoją własną, autorską, przejmującą i porywającą opowieść. To na pewno jeden z najlepszych krążków nagranych przez krajowych artystów w tym roku.
Do Polski płyta dotarła z pewnym opóźnieniem (na świecie ukazała się już kilka miesięcy temu), na szczęście, staraniem polskiego dystrybutora Tzadika (poznańskiego Multikulti), jest już dostępna. Naprawdę warto po nią sięgnąć!"


Polska muzyka w radiu

Zbyt mała ilość polskiej muzyki w mediach - to jeden z głównych problemów z jakim borykają sie polscy artyści i managerowie muzyczni. Tymczasem wśród radiowców podnoszą się głosy że polskiej muzyki w radiach jest za dużo. W ubiegłym tygodniu przeczytałem taki tekst w branżowym newsletterze kolegów radiowców. Poniżej moja odpowiedź opublikowana w tymże.  Myślałem że zostanę przez czytelników wbity w ziemię, a tymczasem na forum pojawiły się dwa wpisy podzielające moją diagnozę sytuacji. Mój tekst poniżej:

W swoim życiu miałem to szczęście, że mogłem na Radio popatrzeć z kilku stron. Najpierw w latach osiemdziesiątych grałem w kapelach rockowych. Do radia przychodziłem na wywiady i miałem to szczęście, że piosenki moich zespołów nie miały problemów ze znalezieniem drogi na radiową antenę. W latach dziewięćdziesiątych współtworzyłem rynek radiofonii komercyjnej. Jako szef muzyczny i programowy rockowego radia Wawa praktycznie jednoosobowo decydowałem, co powinno znaleźć się na antenie radia a co nie. Potem, gdy zostałem szefem programu Grupy Radiowej Agory zacząłem tworzyć radio „nowoczesne”, którego niemal każdy element był poddany badaniom. Muzyka została zapieczętowana w playliście.

Był to moment, w którym ostatecznie uformował się nasz radiowy rynek. Z roku na rok stawałem się coraz bardziej urzędnikiem wypełniającym procedury. Po kilkunastu latach bycia w radiowym oku cyklonu ponownie wywróciłem moje zawodowe życie do góry nogami. Od 2004 roku powróciłem do zawodowego zajmowania się muzyką, a prowadzenie audycji radiowych stało się moim hobby.

Gdy stanąłem po drugiej stronie i gdy to ja, jako muzyk, stałem się petentem zabiegającym o zainteresowanie radiowców zrozumiałem w jak trudnej sytuacji znaleźli się polscy muzycy i jak niewiele o ich zawodowej sytuacji wiedzą radiowcy.

Postanowiłem napisać ten tekst poruszony artykułem „Prawo bardziej, nie rynek” Tomasza Kaczyńskiego – redaktora naczelnego Grupy Gra. Jeden z akapitów poświęcił obowiązkowi „promowania” – jak się wyraził – polskich wykonawców. Tomasz pisze – „Zacieramy jednak powoli granice różnicujące muzycznie stacje radiowe. Dorzucamy się do portfeli polskich artystów i strażników ich praw autorskich. Musimy, więc grać polskie piosenki tym samym promując ich autorów i jeszcze płacimy za to”.

W tych trzech zdaniach pojawiło się kilka spraw, do których muszę się odnieść.

Koledzy radiowcy – zastanówmy się – gdzie leży główny problem „zacierania się granic” – o których pisze Tomasz. Sami wiecie jak trudno jest polskiemu wykonawcy przebić się na radiową antenę ze swoją najnowszą produkcją. Podstawowym argumentem szefów muzycznych stacji wzbraniających się prze graniem polskich piosenek jest to, że polska muzyka jest marną kopią przebojów zachodnich. Bardzo często jest to prawda, ale……czy szef muzyczny Zetki, RMF, Trójki, ESKI, WAWY puści na antenę polską piosenkę, która, nie przypomina przeboju zagranicznego, odbiega od przyjętej piosenkowej sztancy? Uświadommy to sobie wreszcie, że to my radiowcy doprowadziliśmy do tego, że artyści którzy mają ambicje funkcjonować w masowej pop kulturze są właśnie przez nas zmuszani do powielania schematu – przeboju radiowego – bo inaczej nie mają najmniejszej szansy na antenowe zaistnienie. Wykształciliśmy zasadę, która powoduje, że muzycy, którzy komponują oryginalną, polską muzykę dawno już przestali mieć nadzieję na jej prezentacje w radiu i nawet o to nie zabiegają, a Ci, którym na tym zależy produkują podróbki – bo radiowcy właśnie tego oczekują.

Drugi mit, który w polskim społeczeństwie jest powszechny to zasobność portfeli polskich artystów. Otóż koledzy radiowcy, pauperyzacja polskiego środowiska muzycznego jest wręcz przerażająca. Musicie przecież wiedzieć, że płyty praktycznie przestały się sprzedawać. Koszty produkcji materiału muzycznego na płytę najczęściej przekraczają wpływy ze sprzedaży nośnika. Jak wiecie również internet nie wygenerował jeszcze mechanizmów, które pozwalają na zarabianie na umieszczanej tam przez artystów muzyce, a na dodatek jak wiecie większość użytkowników uważa, że muzyka w necie powinna być za darmo. Aby muzyk mógł zarobić pozostają, więc koncerty. Ale i tu mamy poważny kryzys, którego ten rok był apogeum. Pieniądze państwowe z budżetów kultury przeszły do budżetów promujących Euro 2012. Płatne koncerty to rzadkość. Jeśli już zespół zdecyduje się na zagranie koncertu za bilety, to przy średniej cenie za bilet 20 PLN jest w stanie w klubie dostać 2000 PLN. Jeśli zespół składa się z czterech osób to widzicie, że po zapłaceniu za transport, nocleg i jedzenie, w kieszeni zostaje jedynie dziura. Efektem jest to, że portfele 95% polskich muzyków są puste.

Pomimo sytuacji, w której ponad trzydzieści procent muzyki w radiach powinna być polska (i tu chodzi tylko o piosenki bo muzyka instrumentalne w myśl ustawy się nie liczy) i tak większość współczesnej produkcji polskiej na radiowych playlistach się nie znajduje. Radiowcy w kółko grają „sprawdzone” przeboje z lat 80-tych i 90-tych. Nic dziwnego, że wydaje im się, że kółko grają to samo. Od szefa muzycznego jednej BARDZO WAŻNEJ stacji radiowej usłyszałem ostatnio, że tygodniowo wprowadzają na playlistę tylko jedną polską piosenkę…..

Wnioski? Klucz, do jakości i różnorodności polskiej muzyki leży w Waszych rękach koledzy Radiowcy. Jeśli otworzylibyście szerzej drzwi do Waszych playlist dla oryginalnej polskiej twórczości, okazało by się, że jej poziom jest wyższy niż Wam się dzisiaj wydaje. Zyskałby na tym Wasze anteny. Jeśli tego nie zrobicie – kondycja polskiej muzyki rozrywkowej będzie pikować w dół, a Wasze anteny będą pełne szmiry. Oczywiście powiecie zaraz, że Wasi słuchacze nie chcą słuchać nowych, dziwnych polskich piosenek. Sami jednak wiecie, że słuchacze chcą tego, do czego są przyzwyczajeni. To WY kształtujecie ich wrażliwość i gust. Musimy to sobie otwarcie powiedzieć, że wychowaliśmy pokolenie przywykłe do kulturowego plastiku. Czy nie widzicie w tym swojej winy? Ja tę winę w sobie dostrzegłem, ale dopiero wtedy, kiedy stanąłem po drugiej stronie radiowego lustra.

Koledzy radiowcy w Grecji, Francji, Niemczech nie mają podobnych dylematów jak my. Tam granie ich własnej muzyki jest czymś naturalnym, wystarczy tylko włączyć radio.